Nazwa: Musztarda Wąsoska – Ostra
Producent: Ogródek Dziadunia – Polska
Skład: woda, gorczyca (25%), ocet spirytusowy 10 %, cukier, sól
Adres: www.ogrodekdziadunia.pl
Cena: 6 pln w wybranych, ekologicznych sklepach.
W sumie jej brak, właściciel nie odpisał na mój list, nie mam pojęcia czy to rodzinna firma, czy spółka, akcjonariat zagraniczny, czy robią u kogoś, czy we własnym zakładzie. Informacji w sieci też nie uświadczysz. Komunikacyjnie słabiutko. Przaśnie. Wschodnio.
Tak czy inaczej, to jednak wyższa kultura smaku niż sklepowe, gorczycowe erzace, to jednak próba zrobienia czegoś więcej niż połączenie miału gorczycowego z octem. Dla zysku. Ale z głową i szacunkiem. Oczywiście jest w tym specyficzny, swojski i wiejski marketing (wiejski w rozumieniu pochwały domowej, ręcznej, zdrowej produkcji).
Musztarda wąsoska z nazwy ostra. Niestety ostrości brak, nawet jak na polskie warunki. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, choć doceniam jej łagodność. Musztarda łagodna, to dużo lepiej by brzmiało. Łagodna i sucha. Dla poprawienia smaku.
Blado musztardowy. Prawdopodobnie brak barwników, albo słaba jakość gorczycy. Może zbyt dużo tlenu w czasie transportu. Kurkumina nie jest szkodliwa, a nadaje ciekawy kolor.
Bardzo dobra, musztarda gęsta, nie wytrąca się ocet jak w wielu polskich (czeskich i słowackich) musztardach, nawet po kilku tygodniach od otwarcia. Tu widać i czuć gorczycę. Brawo.
Standardowy mały słoiczek na przetwory i sosy. 210 gr. Doceniam, że to nie kawał swojskiego plastiku z plastikową nakrętką w kolorze zmęczonej kupy.
Grafika ma udawać musztardę domowej roboty, z ogrodu dziadka. Nie bardzo koncept rozumiem, bo czyj dziadek robił musztardę? Hodował gorczycę na ogródku? Taka nadinterpretacja.
Na poważnie, to firma robi różne przetwory, stąd pomysł. Są jeszcze informacje, że to produkt regionalny (Śląskie), receptury znad Warty, rok rozpoczęcia działalności i oczywiście informacja, że produkt jest z Polski. Bardzo istotne, wpływa od razu na jakość produktu, albo wybór konsumenta. Chociaż może w czasach patriotycznego uniesienia, wstawania z kolan i moralnego wzburzenia to ma sens? Ciekawe czy jak będą sprzedawać swoje produkty na eksport, też będą tak te polskie konotacje opisywać? Kolejne zdziwienie to napis „propozycja podania” i drewniana łyżka do przypraw i rozsypana gorczyca. Że niby tak podawać musztardę? Halo grafik! Słabo, forma niezbyt fortunna, etykieta niechlujna, zdjęcie kwiatów gorczycy też rozmazuje czystość etykiety. Niepotrzebnie.
Do boczku pieczonego pasuje, do karkówki z grilla pewnie też. Jest to jedna z nielicznych polskich musztard, która po wodzie ma w składzie gorczycę, a nie ocet. Przewyższa polskie marketowe musztardy o klasę, ale nie wyróżnia się smakiem. Szkoda, bo robiłem sobie nadzieję, że poza Kcyńską ktoś jeszcze w Polsce potrafi robić dobre sosy z gorczycy. Wkrótce sprawdzę następne propozycje z ogródka dziadunia, ogródeczka babuńci, warzywniaczka wnusiunia, albo nawet warzywnej działeczki wnusi pusi milusi. Postaram się też coś napisać, choć zrobiło mi się trochę mdło od tych infantylizmów.